Forum Allahu al-ahad - Bóg jest jeden
Alhambra Hafiz - [ALH] - Strażnicy Czerwonej Wieży - forum
 
 FAQFAQ   SzukajSzukaj   UżytkownicyUżytkownicy   GrupyGrupy  GalerieGalerie   RejestracjaRejestracja 
 ProfilProfil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomościZaloguj się, by sprawdzić wiadomości   ZalogujZaloguj 

Wielka kronika Al-Hirah (AH) wg pióra Abdula la Ilsof

 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Allahu al-ahad - Bóg jest jeden Strona Główna -> Zwoje i księgi
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Gość







PostWysłany: Nie 20:16, 16 Sie 2009    Temat postu: Wielka kronika Al-Hirah (AH) wg pióra Abdula la Ilsof

Wiele zim i wiele wiosen minęło od ostatniej wielkiej bitwy odbywającej się na tych polach. Ziemia zbroczona krwią stała się jałowa i nie nadawała się nawet do uprawiania na niej roli. Pośród głębokich mokradeł znajdujących się na tej niezmiernie długiej równinie przechadzał się mężczyzna niewielkiego wzrostu, w długiej szacie, kapturem nałożonym na głowę. Jego niewielki wzrost i krępa budowa ciała pozwalała mu na bezszelestne przebijanie się poprzez zarośla, szczególnie te uciążliwe, z których wystawały długie, ostre, wbijające się w ciało kolce.
Przybył tu z nieznanych nikomu przyczyn. Niektórzy twierdzą, że chciał sprostać tu jakiemuś wyzwaniu, aby udowodnić swą odwagę. Inni powiadali o jego mistrzowskim używaniu broni białej, nieważne czy był to miecz, czy może topór, każdą umiał się posługiwać. To właśnie dlatego mógł wybrać się do tego przeklętego miejsca, by z dala od wszystkich ćwiczyć swoje umiejętności fechtunku. Pozostali ludzie przesiadujący całe dnie w karczmie mówili o nim, jakoby wybrał się na to bezludne pustkowie, ponieważ nie lubił przebywać wśród ludzi, którymi jak to mówił, się brzydzi. Prawda jednak była zupełnie inna…



Dawno temu, w niejakim kraju w północnym Bizancjum dorastał chłopiec o niebywałym zapale i porywczości. Doprowadzało go to często do niemałych kłopotów, ale w swym nadzwyczajnym sprycie, a może prostocie, zawsze umiał się z nich wylizać. Mieszkał on w nadmorskim Trapezuncie. Miasto może nie było jakąś wielką metropolią, aczkolwiek ze względu na swoje doskonałe nadmorskie położenie było świetnym portem dla okrętów i statków, co dawało niebywałe dochody z handlu międzymiastowego. Jednak wracając do naszego bohatera…Chłopiec ten nazywał się Pinsleepe, jednak nigdy nie chciał aby koledzy, czy też znajomi zwracali się do niego tym imieniem, ponieważ bardzo jego nie lubił. I od tamtej pory zaczęto go nazywać Pin. Żył w tym mieście już długi okres czasu, miał już trzynaście lat. Nigdy nie interesowała go wojna, rycerstwo czy nawet broń. W przyszłości chciał wieść spokojny żywot w Trapezuncie, jako nie dający się nikomu we znaki poczciwy mężczyzna, pracujący jako karczmarz. Lecz pewnego razu wszystko się zmieniło…
Późnym popołudniem Pin wracał z karczmy gdzie bardzo lubił wysłuchiwać różnych plotek ze świata, oraz czasem nawet coś chlapnąć…Szedł powoli, oglądając polne kwiaty, marząc tylko o miękkim łożu i ciepłym miodzie. Wtem usłyszał odgłosy gongu dobiegające z miasta. Już nie raz je słyszał !

- Czyżby się wydarzyło najgorsze ! – pomyślał i rzucił się biegiem ku miastu.

Już z dala ujrzał wielką łunę pożaru unoszącą się nad drewnianymi konstrukcjami budynków znajdujących się w mieście. Kiedy już miał wbiegać za bramy miasta coś w głowie powiedziało mu, by tego nie czynić, i że najlepiej będzie się schować. Rzucił się w długie, sięgające pół metra łany pszenicy i z nich patrzył na pół otwartą bramę. Widział krzątających się tam ludzi w białych płaszczach i pełnych zbrojach nałożonych na ciało. Przypomniał sobie, że już raz ich widział, po chwili uświadomił sobie nawet, że przesiadywał on tego popołudnia wraz z nimi w jednej izbie w tutejszej tawernie. Z miasta dało się słyszeć szczęki metalu i krzyki rozdzierające cichość wieczoru. Wtem niespodziewanie brama się otworzyła, a Pin szybko cofnął się ażeby go nie zobaczyli. Z miasta wybiegło kilku mężczyzn w białych szatach a tuż za nimi kilku następnych. Poczęli się ustawiać w dwóch rzędach jeden za drugim. Widać zrobili swoje i szykowali się do wymarszu. Ostatnią osobą, która wyszła z miasta, a raczej teraz już spalonego odludzia, był ogromnej postury człowiek w pełnym rynsztunku, dosiadający pięknego, konia fiordzkiego. Pinsleepe zwrócił uwagę, że na jego zbroi półpłytowej była wyryta wielka litera D, zapamiętał to sobie dobrze i patrzył na dalszy rozwój wydarzeń. Rycerz wyciągnął swój wielki miecz półtorak i obróciwszy się w stronę bram miasta zakrzyknął :
- Pozdrowienia od chrześcijan, zdradziecka hołoto ! – po czym wraz ze swoimi ludźmi opuścił te ziemie.

Kiedy Pin stracił ich z pola widzenia, biegiem udał się do swojego domu. Po przejściu bramy miejskiej pierwsze co wpadło w jego oczy był wielki stos ciał. Zbliżył się doń…Zobaczył tam leśniczego Olafa, drwala Alana jak i innych bliżej mu znanych ludzi. W środku całego tumultu ofiar zauważył znajomą dłoń, dłoń jego matki. Szybko rozrzucił na bok pozostałe trupy i dorwał się do ciała rodzicielki. Spojrzał na nią, lecz nie czuł trwogi ani strachu, nawet nie uronił łzy. Poczuł wielki gniew przepływający w jego żyłach dążący jak krew do serca. Puścił rękę matki i pobiegł do pracowni ojca, a raczej tego co z niej po pożarze pozostało. Niewiele w niej jednak pozostało, to co było najlepsze złupili chrześcijanie, resztę albo pochłonął ogień, albo porwali do walki obrońcy miasta. Pin szybko znalazł kryjówkę, w której przechowywane były zapasy jakby coś się wydarzyło. Porwał szybko trochę jedzenia i wepchnął je do swojej sakwy, to samo zrobił z pieniędzmi, których będzie potrzebował w swej podróży. Przyodział się szybkim ruchem we wzmocnioną kolczugę ojca, a do pochwy schował kilidż, miecz o nieco zakrzywionej rękojeści, co dawało fechmistrzowi naprawdę dużą zdolność manipulowania ręką podczas wyprowadzania ciosu. Wziął do ręki miedzianą, okrągłą tarczę i tak wyruszył w świat poprzysięgając zemstę zabójcom swojej rodziny i przyjaciół…



…Niski mężczyzna przechadzający się wśród mokradeł nazywał się Pinsleepe. Po wielu latach nieustannego szukania udało mu się wreszcie poznać imiona morderców rodziny. Dowiedział się tego w naprawdę prosty sposób…



Po kilku latach wędrówki niejako żebrak, lecz znany przez niektórych jako świetny wojownik Pin trafił do Konstantynopola. Zrobiło na nim ogromne wrażenie to miejsce, te piękne marmurowe domy, mur uważany za niemal nie do zdobycia, wspaniałe wojsko patrolujące okolice i centrum miasta, oraz ludzie. Byli oni wykwintnie ubrani, wojownicy mieli na sobie piękne zbroje turniejowe, a kobiety piękne balowe suknie, które nosiły na co dzień, bez okazji. Pin ruszył przed siebie oglądając ten cud, kiedy ktoś go zatrzymał i usłyszał za sobą dziwnie znajomo brzmiący głos:
- Natychmiast proszę mi podać powód pańskiego przybycia do stolicy, szlachetny rycerzu ! – rzekł strażnik.
Pin obrócił się, spojrzał na twarz pytającego, i nagle z grymasu osoby, którą zatrzymują żołnierze, mina jego stała się wesoła, po czym zaczął się śmiać, i powiedział:
- Witaj Inarusie ! – i uderzył go lekko w zbroję dając mu znak, że się przecież znają.
- Pin !!! Nie może być ! Przecież chodzą słuchy, jako byś zginął podczas napadu na twoją rodzinną mieścinę. Opowiadaj, że jak udało Ci się z tego wszystkiego wyjść.
- To może zaprosiłbyś mnie gdzieś do karczmy, napilibyśmy się czegoś, bo to historia jest długa, a z drugiej strony na ulicy to chyba tak nie po Bożemu rozmawiać – powiedział Pin uśmiechając się od ucha do ucha.
- Znam tu bardzo dobrą knajpkę, chodźmy tam, to mi wszystko na spokojnie opowiesz.

Wśród tłumu bywalców karczmy udało im się odnaleźć wolny stolik, przy którym zasiedli. Zamówili swoje ulubione trunki, przy czym Pin ukochaną kaktuśnicę. Pijąc i zagryzając czymś na kształt chleba, ale o zupełnie odmiennym smaku Inarus wysłuchał całą opowieść Pinsleepa bez żadnych zbędnych pytań. Kiedy ten skończył, powiedział:
- A więc czego drogi Pinie tu szukasz ? Pomogę Ci w każdy możliwy sposób, o ile oczywiście będę mógł to uczynić.
- Szukam zemsty. Chcę zrobić tym co na mnie to sprowadzili dokładnie to samo, chcę zabić ludzi, którzy zabili moich najbliższych. Czy znasz może takowych ? Chodzi mi o takiego jednego…Potężna postura, ręka jak trzos, kojarzysz ? – Zapytał Pin.
- Wielu jest takich, mógłbym wymieniać godzinami…Abadon, Telegraf, Hernan the Seeker…
- Nie, tych kojarzę, już ich widziałem i jestem całkowicie pewny, że to nie ci – przerwał mu Pinsleepe - Chodzi mi o…hmmm…pamiętam jedną być może istotną rzecz. Na swojej zbroi miał wyrytą dużą literę „D”, może to coś Ci mówi ?
- Ach tak…To Dhom, wierny i zaciekły chrześcijanin, całym sercem nienawidzący Saracenów. Czyli, jeśli masz rację i to naprawdę był on, to stawiasz sobie nie lada wysoką poprzeczkę. To potężny sprzymierzeniec, ale jeszcze potężniejszy wróg. Radzę ci uważać, bo na pewno nie dasz sobie z nim rady – ze strachem mówił Inarus – Musisz się jeszcze bardzo podszkolić ażeby spróbować się z nim w pojedynku.
- Znasz jakiś dobry sposób na poprawienie moich umiejętności, chodzi mi głównie o władanie bronią, sztukę jazdy na koniu czy też umiejętności mogące dopomóc mi w czasie walki ? – Zapytał Pinsleepe, i popijając trunek z kufla, począł się rozglądać na boki niejako w nadziei, że ktoś z tu obecnych da mu odpowiedź.
- Mam i to bardzo dobry – rzekł strażnik, a w jego oczach dało się zauważyć krótki błysk – Będziemy brali udział w świętych bitwach. Założymy własny zakon kawalerów mieczowych i w imię naszego Najwyższego Boga, Allacha, ubijemy tylu krzestków ilu tylko zdołamy.
- Krzestków ? – zapytał zdziwiony Pin – A ci, co za jedni ?
- Aa…Chrześcijanie, tak jakoś się przyjęła ta nazwa, to tak teraz mówią – powiedział z ironicznym uśmiechem Inarus – To co, zrobimy to ?
- Otóż powiadam Ci Inarusie, jeszcze dziś staniemy się potęgami…


…mężczyzna wśród mokradeł szedł dalej. Jego ciężkie kroki pozostawiały na ziemi olbrzymie ślady stóp. Myślał i wspominał. W jego głowie trwała nieustanna bitwa myśli, jedna odrzucała drugą. Ale musi nastać cisza. Przyszedł tu się skupić i oczyścić od wszelkich zawracających mu głowę wspomnień z przeszłości…


- Witam wszystkich dzielnych wojaków, którzy w swej mądrości, chcą dołączyć się do naszego wielkiego zakonu Al-Hirah – Rzekł Pin do zebranych wokół wojowników a także wojowniczek – dzisiejszego dnia zamierzamy przyjąć troje z was, ale nie martwcie się, już niedługo zrobimy nowy pobór i kolejne pięć osób zostanie przyjętych.
- A jakim sposobem będziesz wiedział, których z nas warto przyjąć jako pierwszych ? – odezwała się skryta w cieniu postać, tak, że nie dało się zobaczyć jej twarzy.
- W bardzo prosty sposób, zrobimy małe zawody. Trójka zwycięzców dostanie się do naszego zakonu, a przegrani, cóż…odejdą na razie ćwiczyć nadal swoje umiejętności. Czy jesteście gotowi, by stanąć naprzeciw siebie i walczyć ? – Prawie, że krzyknął Pin.
- Jesteśmy ! – Chórem odpowiedziała grupa wojów.
Każda walka odbywała się jedna po drugiej, ażeby Pin i Inarus mogli dokładnie przyjrzeć się technice walki stosowanej przez każdego z wojujących. Zawodników ubiegających się o członkowstwo do zakonu było sześcioro, czterech mężczyzn i dwie kobiety. Pierwsza, bardzo krótka walka, odbyła się pomiędzy potężnie zbudowanym Karixxxem a wysokim, lecz nieco chudym mężczyznom znanym jako EZA. Pierwszy z nich, zdawałoby się wyglądu jakiegoś oprycha wyciągnął ze swojej pochwy półtorak i śmiejąc się obelżywie do wroga zaczął sobie go przerzucać z ręki do ręki. Drugi z walczących przygotował w ręce miecz typu normańskiego i zaczął poprawnie układać go sobie w ręce, ażeby podczas walki nie miał problemów przy zadawaniu ciosu. Na komendę Pina – walczcie ! – oboje zaczęli zbliżać się do siebie, powoli, ale jednak z rozmysłem. Wtem szybkim jednym skokiem do przeciwnika dostał się Karixxx i wyprowadził cios w kierunku EZY zadając mu naprawdę parszywą ranę w okolicach lewego ramienia. Ten jednak nadal dzielnie trzymał się na nogach, i w odezwie szałem niesiony uderzył wroga klingą miecza w twarz…Karixxx prawie natychmiast odpowiedział potężnym ciosem w lewe udo śmiałka co nie pozwoliło mu na dalszy ciąg tej walki. Karixxx zrobił głęboki skłon w kierunku sułtana zakonnego i marszałka po czym odszedł na bok rozkoszować się swym zwycięstwem. Rannego wyniesiono na prowizorycznych noszach w kierunku miasta, aby tam oddać go pod opiekę medyka.
- Mamy pierwszego zwycięzcę naszych zawodów, zapraszamy teraz na arenę dzielnego woja, nazywanego Wilczkiem, oraz cną, piękną wojowniczkę Snieszkę ! – wykrzyknął Pin w stronę namiotu, w którym przebywali uczestnicy.
Mężczyzna miał bardzo krępą budowę ciała, a jego twarz była pokryta licznymi rysami i zadraśnięciami. Kobieta, piękna, długowłosa, ale zarazem niebezpieczna. Swą urodą potrafiła owinąć wojowników wokół palca, co dawało jej bardzo wysoką przewagę w walce, a to dlatego, że przeciwnik zapatrzywszy się na nią nie zwracał najmniejszej uwagi na jej spokojne ruchy i w najmniej oczekiwanym momencie potrafiła swym mieczem wykonać potężne pchnięcie.
Oboje miało na sobie lekkie zbroje skórzane, mające ochronić ich przed słabymi atakami osób walczących. Wilczek w swych dłoniach dzierżył dwuręczny berdysz, którego długi trzon pozwalał na ataki stojąc w dużej odległości od wroga. Lady Snieszka zza pazuchy wyciągnęła Kiścień, broń wyglądem przypominającą wekierę, lecz głowica była połączona z rękojeścią za pomocą łańcucha, co dawało możliwość nadzwyczaj potężnego zamachu na przeciwnika. Walczcie ! – Powiedział powtórnie Pinsleepe, a dwoje wojów starło się prawie natychmiast. Wilczek zaatakował z impetem wojowniczkę, lecz ta okazała się bardziej zwinna i uniknęła tego jakże słabego ciosu. Woj. Powtórnie wyprowadził cios w kierunku Lady, lecz już po raz drugi minął on przeciwnika. Wtedy właśnie Snieszka zaatakowała z całą zawziętością. Wzięła potężny zamach i uderzyła rycerza, ten jednak zrobił na czas udany unik przed ciosem. Odsunęli się od siebie na odległość paru kroków, i zaczęli powoli nabierać powietrza. Patrzyli sobie nawzajem w oczy. Niespodziewanie Wilczek zaczął biec, zrobił przewrót i w garść nabrał nieco piasku, kiedy wstał rzucił nim w oczy wojowniczki, po czym zadał słaby, lecz celny cios w jej klatkę piersiową. Snieszka opuściła broń i osunęła się na ziemię. Żyła. Nie było to mordercze uderzenie, dlatego też po paru chwilach wstała, podziękowała za walkę i z Wilczkiem udała się do namiotu uczestników.
- Ta walka była niezła – rzekł Inarus – Sprytny jest ten cały Wilczek, ja bym na to nie wpadł.
- Dlatego to nie ty bierzesz udział w tych walkach – powiedział Pin i uśmiechnął się do niego ironicznie – Zapraszam ostatnią parę do walki Lady Syloko wraz z przeciwnikiem Sir Daro !
Z namiotu wyszła dwójka kolejnych śmiałków mających stanąć naprzeciw siebie. Daro, wysoki mężczyzna o długich i silnych rękach, przypominających wyglądem dwa bułaty i Syloko, młoda, nietuzinkowa wojowniczka o niesamowitej szybkości.
W porównaniu do poprzednich dwóch walk, w tej, oboje wojowników wzięło ze sobą tarcze. Mężczyzna walczył za pomocą claymore’a, a kobieta dzierżyła espadon. No, nareszcie będzie ciekawie – pomyślał Pin, bo bardzo lubił, kiedy w pojedynkach używało się tarcz.
- Walczcie ! – Wykrzyknął już po raz ostatni Pinsleepe.
Syloko szybko podbiegła do przeciwnika i chcąc to szybko zakończyć zaczęła ciąć go mieczem po nogach, ten jednak, zachował się przytomnie i zasłonił tarczą. Daro z optymizmem zaatakował wojowniczkę, ta jednak sparowała, i wtem zauważyła, że jej przeciwnik opuścił tarczę. Zaatakowała z całą zawziętością w nogi rywala. Po chwili ten osunął się na ziemię, z miejsca, w którym miecz natrafił na ciało zaczęła wypływać krew. Szybko rzucono się, by mu pomóc i zatamować ranę. Syloko z miną jaką miała przed wejściem na arenę skłoniła się przed sułtanem i poszła do namiotu. Kiedy zabrano Daro z miejsca bitwy, rzekł Pin do Inarusa:
- To było coś, szybko a zarazem ostrożnie, pomysłowo i ciekawie. To się musiało podobać – powiedział radośnie.
- Może czas już wezwać pozostałych ? – zapytał marszałek zakonny.
- Tak, wezwij ich – odrzekł Pin i pogrążył się w myślach…


…mimo zamkniętych oczu i pełnym pogrążeniu w otchłani spokoju, jego słuch był nadal bardzo dobrze wyczulony. Usłyszał trzaśnięcie gałązki tuż za swoimi plecami. Szybkim ruchem powstał i z niewypowiedzianą szybkością wyciągnął miecz z pochwy i przyłożył nieznajomemu do szyi. Ledwo spojrzał i rozpoznał ją. Była to Snieszka. Pin opuścił miecz i rzekł:
- Wybacz, że podniosłem miecz, ale nie spodziewałem się, że kogokolwiek tu spotkam, a tym bardziej Ciebie – powiedział z żalem w głosie – Co ty tu robisz ?
- Przyszłam Ci powiedzieć, żebyś wrócił i nie przebywał samemu na tych rozległych pustkowiach. Leo mnie o to poprosił, ale wszyscy tego chcemy.
- Zaczekaj chwilę, tylko muszę sobie coś przypomnieć…


- Witajcie bracia i siostry zakonne w Al-Hirah. Witaj Karixxx i witaj Snieszko, Syloko i Leo. Mam zamiar też powitać nowo przyjętych, to jest : Avlard, Lutek z Asgardu, Azeem, Moldekking i Hard Sword – po czym im pomachał – Witajcie nowo przybyli, chętni do wstąpienia w nasze szeregi – powiedział i wskazał na szóstkę osób siedzących w cieniu – mówię tu rzecz jasna o członkach, których imion jeszcze nie znacie, ale teraz poznacie: rskrz, Stradivarius, Arielien, Grzegorzek, Jedzu i Amirezza. Witajcie…
- Pin, skończ już to wymienianie, i przejdź do rzeczy – ze śmiechem powiedziała Justyn – chyba nie przyszliśmy się tutaj witać, ale pewne sprawy obgadać, czy tak ?
- W sumie to masz rację – odpowiedział i puścił jej oczko – Tak więc po prostu witajcie wszyscy. Zebraliśmy się tu ażeby zaplanować naszą kolejną bitwę. Tak więc, pytam was o zdanie, z kim chcecie walczyć ?
- Z HTF – krzyknął uradowany Avlard.
- Taa, to może od razu z Nord Vikings – powiedziała ironicznie Snieszka – Najlepiej zaatakujmy Przeklęte Dusze i będzie po kłopocie. Zawsze z nami przegrywali, więc tym razem chyba się to nie zmieni.
- Snieszka, atak na HTF nie jest głupim pomysłem. Kiedyś za czasów, jak to jeszcze Reacton sprawował tam urząd mistrza zakonnego, to ten zakon pomagał innym, słabszym w obronie przeciw potęgami, a teraz to stali się najemnikami myślącymi o zdobyciu pieniędzy. HTF straciło swoje wszystkie ideały, do których dążył Reacton. To już nie ten sam zakon. Zaatakujemy ich ! Kto jest przeciwko ? – spojrzał na salę obrad, i widząc, że nikt nie podnosi ręki, powiedział z uśmiechem – Doskonale, liczę na to, że nasi sojusznicy NV, Wandalowie, B2K i JV pojawią się podczas tej bitwy bez najmniejszych oporów ? – zapytał Pin i pytającym spojrzeniem przyjrzał się marszałkom tych zakonów.
- NV zjawi się jak zawsze. Zawsze przy was, i zawsze z wami ! – rzekła Morgana
- Wandalowie, oczywiście na stanowiskach, gotowi do walki ! – zakrzyknął Sejanir z Nadbaru.
- JV nigdy nie opuszcza sojuszników ! – zawołał Kulawiec.
- B2K ! Siła i Sojusz ponad wszystko ! – odpowiedział SoFresh.
- Znakomicie…doskonale !!! – powiedział uradowany Pinsleepe – Abdul Hamid idź przekaż wiadomość, że dzisiejszej nocy zaatakujemy na HTF naszej akademii. Avlard, już za chwilę wyruszasz z listem do mistrza zakonu wroga i wypowiadasz mu tym samym wojnę. No ruszcie się wszyscy ! Idźcie szykować się na wojnę !!!
Powrót do góry
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Allahu al-ahad - Bóg jest jeden Strona Główna -> Zwoje i księgi Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Strona 1 z 1

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2002 phpBB Group
Regulamin